paczka

Kurierki i kurierzy

W tym poście opowiadam Wam historię dostarczenia pewnej paczki, która wiąże się z tematem (nie)męskoosobowości.

Z tą paczką ze zdjęcia wiąże się bardzo ciekawa historia (nie, nie przybył w niej do mnie Leniwy Biernik). Otóż czekałam na paczkę i od firmy kurierskiej dostałam powiadomienie, że paczka zostanie dostarczona dzisiaj (to znaczy nie dzisiaj dzisiaj, ale tego dnia, którego dostałam powiadomienie). W tym powiadomieniu było imię kuriera i numer telefonu. Imię było dla mnie nietypowe i brzmiało jak uniwersalne imię, które mogłaby nosić zarówno kobieta, jak i mężczyzna. Zadzwoniłam więc na podany numer, żeby ustalić godzinę dostarczenia paczki, a telefon po drugiej stronie odebrała kobieta:

– Słucham?

W tym momencie, usłyszawszy po drugiej stronie kobiecy głos, nabrałam wątpliwości, czy to na pewno kurier. Zwykle, gdy dzwonię, to odbiera mężczyzna, a w tle są miejskie hałasy. Tym razem był to kobiecy głos, a w tle było cicho.

– Yyyyy…. czy to kurier?

– Tak. Kurier.

– Dzień dobry. Chciałabym zapytać, o której mniej więcej godzinie uda się Pani dostarczyć paczkę.

I dalej rozmowa potoczyła się już normalnie, a mnie było głupio, że byłam zaskoczona tym, że moją paczkę dostarczy kobieta, a nie mężczyzna.

To wszystko nabiera innego znaczenia w kontekście mojego podręcznika „Uzupełnij luki”, w którym praktycznie wszystkie nazwy osób pojawiają się zarówno w formie niemęskoosobowej (np. kurierki), jak i męskoosobowej (np. kurierzy). Pojawiają się w obu formach bez względu na to, czy są powszechnie używane, czy nie. I zobaczcie – ja, językoznawczyni, autorka podręcznika promująca w pewnym sensie formy żeńskie, wpadłam w pułapkę i usłyszawszy po drugiej stronie kobiecy głos, byłam zdezorientowana, bo mój mózg oczekiwał głosu męskiego.

Jaki z tego wniosek?

Po pierwsze – kobieta, która dostarczyła mi paczkę, mówiła o sobie kurier, bo tak nazywa się jej zawód.

Po drugie – lubię feminatywy i często ich używam, ale mój mózg był zaskoczony tym, że kurierem okazała się kobieta, bo to był drugi raz w moim życiu, kiedy przyszła do mnie kurierka, a nie kurier.

Po trzecie – nie jest ważne, czy Ty, użytkowniczko i użytkowniku języka, lubisz feminatywy. Ja lubię feminatywy, ale nie lubię słowa „milusińscy” i jeszcze kilku innych. „Lubienie” czy „podobanie się” nie ma znaczenia – kto lubi, ten używa. Kto nie lubi, ten nie używa. Jak z każdym innym słowem.

Po czwarte – nie jest ważne, czy powiemy kurierka, czy kurier. Do ludzi powinniśmy się zwracać tak, jak oni sobie tego życzą i – to jest najważniejsze – powinniśmy mówić o sobie nawzajem z szacunkiem.

Po piąte – tworzenie nazw – czy to żeńskich, czy to męskich – to świetne ćwiczenie słowotwórcze i gramatyczne oraz okazja do rozwijania swojego słownictwa i podnoszenia kompetencji językowej.

I to wszystko (i jeszcze więcej, bo (nie)męskoosobowość to temat rzeka) znajdziecie w moim nowym podręczniku. A w dwóch ćwiczeniach będą też kurierki i kurierzy.