O formach żeńskich i o tym, że jeszcze nie wróciłam do jeżdżenia samochodem.
Może niektórzy z Was pamiętają, że planowałam wrócić do jeżdżenia samochodem, zrobić sobie doszkalające jazdy (bo prawo jazdy mam, ale nie jeżdżę od kilkunastu lat) i śmigać po Polsce i świecie jakimś wygodnym autkiem… Niestety, jeszcze nie zrealizowałam tego planu, ale jakiś czas temu miałam przyjemność usiąść w prawdziwym maluchu! To wprawdzie było tylko pół malucha i nie znajdował się on na ulicy, a w warszawskim Muzeum PRL-u (polecam) i stał w miejscu, ale frajda była ogromna! Wróciły wspomnienia wakacyjnych wyjazdów nad jezioro – cztery osoby i maluch zapakowany aż po dach. I jeszcze pies!
To zdjęcie to dobra okazja, by powiedzieć Wam coś o formach żeńskich, których w książce „Uzupełnij luki!” znajdziecie ogrom. Formy żeńskie i męskie stoją w moim podręczniku obok siebie, w miarę możliwości symetrycznie wraz z męskimi, są więc pływacy i pływaczki, sprzątacze i sprzątaczki, filolodzy i filolożki, prezydenci i prezydentki, sprzedawcy i sprzedawczynie oraz kierowcy i kierowczynie.
Co myślę o formach żeńskich? Dziwi mnie trochę to pytanie. Nic nie myślę. To nieodłączny element języka polskiego. To tak, jakbyście zapytali mnie, co myślę o słowie” gruszka”. Jeśli mam potrzebę użycia słowa „gruszka”, to to robię i nie poświęcam temu więcej czasu, niż potrzeba. Tak samo robię z formami żeńskimi, po prostu ich używam, jeśli mam taką potrzebę i ochotę. A gdy mój rozmówca mówi, że nie lubi form żeńskich, to odpowiadam tak: „A ja nie lubię słowa milusińscy”.
W moim podręczniku znajdziecie zarówno te powszechne formy, jak i te, które jeszcze przez Polaków nie są często używane. Nie robię z używania tych form wielkiego „wow”, traktuję je zwyczajnie, chociaż wiem, że taka liczba form żeńskich w jednym podręczniku do nauczania języka polskiego zasługuje na okrzyk „wow”.
Lubię formy żeńskie i obficie ich używam, bo jest to słowotwórstwo, czyli tworzenie nowych słów, a analizowanie i tworzenie słów od zawsze sprawiało mi przyjemność. Jednocześnie nie mam problemu z używaniem form męskich, zwłaszcza wtedy, kiedy jest to dla mnie wygodniejsze. Wiem bowiem – i takie przesłanie zawarłam w podręczniku „Uzupełnij luki!” – że rodzaj gramatyczny rzeczownika to nie to samo, co płeć osoby, wobec której ten rzeczownik się odnosi. Piszę o tym między innymi w podrozdziale „Rodzaj gramatyczny to nie płeć” na stronach 18-21:
„Bardzo lubię formy żeńskie i – mówiąc lub pisząc o sobie – używam form: nauczycielka, doktorka, językoznawczyni, autorka, egzaminatorka, twórczyni. Znam jednak wiele kobiet, które wolą mówić o sobie: nauczyciel, doktor, językoznawca, autor, egzaminator, twórca. Najważniejsze jest, aby mówić o sobie nawzajem z szacunkiem i zwracać się do ludzi tak, jak sobie tego życzą. Rodzaj gramatyczny to według mnie sprawa drugorzędna.„
A wracając jeszcze do zdjęcia, to uważajcie na mianownik zarówno liczby pojedynczej (jedna kierowczyni), jak i liczby mnogiej (dwie kierowczynie).